Temat młody nie jest, ale ja dopiero na niego trafiłem i korci mnie, żeby się wypowiedzieć, przynajmniej w pewnych kwestiach. Głos w dyskusji nie jest łatwy, bo dyskusja ślizga się po bardzo wielu tematach.
Dein pisze: Utwierdzanie ludzi w przekonaniu, że chów wsobny praktykowany umiejętnie nie jest niebezpieczny, a uniknięcie skutków ubocznych nie jest trudne, to dawanie małpie do ręki brzytwy. Małpa nie przyjmuje do wiadomości, że nie potrafi posługiwać się brzytwą. Na instrukcji użycia brzytwy, wszystko wygląda prosto.
Ja rzeczywiście uważam, że przy umiejętnym stosowaniu, chów wsobny może być pożyteczny. Stosuję go od kilku lat, nieźle rozumiem mechanizmy dziedziczenia (zajęło mi to sporo lat, żeby się dostać na obecny poziom zrozumienia). Co w takim razie mam mówić ludziom? Czy mam mówić wbrew temu, co myślę, bo ludzie i tak nie zrozumieją mnie właściwie?
Lech-u pisze:Wiesz co? Z genetycznego punktu widzenia chów wsobny jest ZAWSZE negatywny. Ewolucja jest zaprzeczeniem chowu wsobnego.
To zależy, jak rozumieć "chów wsobny". Bo tzw. natura niekiedy wspomaga rozmnażanie osobników bliżej spokrewnionych (bliżej, niż statystyczne spokrewnienie w obrębie populacji). Na przykład, znane są powszechnie przykłady (np. ćmy, lisy), że w pobliżu terenów industrialnych pojawia się sporo osobników ciemno ubarwionych (melanistycznych). Nie trzeba chyba dowodów matematycznych (wystarczy się zastanowić), że na takich terenach stopień pokrewieństwa osobników będzie większy, niż gdzie indziej.
Ponadto, zwracam uwagę na teorię skokowego rozwoju (twórcą był Jay Gould - to była odpowiedź ewolucjonistów na główny zarzut kreacjonistów, że w szczątkach kopalnych nie znajduje się form pośrednich, kreacjoniści wyciągnęli stąd wniosek, że nowe gatunki nie mogły powstawać z poprzednich, tylko pojawiły się na ziemii wszystkie w ostatecznej formie, choć niektóre do obecnych czasów wymarły). Gould zauważył, że jeśli w gatunku pojawia się jakaś cecha korzystna, to ona intensywnie jest przez ewolucję eksploatowana (udoskonalana i rozprzestrzeniana w populacji) aż do powstania nowego gatunku. Potem, jak się już nie da nic wycisnąć, następuje stagnacja w rozwoju aż do następnego skoku. To może trwać i kilkadziesiąt tysięcy lat, ale w skali, w której pracują archeolodzy, to trwa moment. Również i ten mechanizm premiuje osobniki bliżej ze sobą spokrewnione.
Jest też teoria doboru krewniaczego. W pewnym stopniu też się wiąże z tematem. Generalnie teoria wyjaśnia na podłożu genetycznym przyczyny altruistycznych zachowań blisko ze sobą spokrewnionych osobników.
Generalnie ewolucja nie jest taka jednowymiarowa. Występują mechanizmy, premiujące w niektórych przypadkach rozmnażanie w bliższym pokrewieństwie. Z drugiej strony, jest cała masa mechanizmów, zapobiegających permanentnemu, z pokolenia na pokolenie, kojarzeniu bardzo blisko spokrewnionych osobników.
W kontekście tej dyskusji: nikt chyba nie ma wątpliwości, że chów wsobny, rozumiany jako wielopokoleniowe kojarzenie osobników bardzo blisko ze sobą spokrewnionych, do niczego dobrego nie prowadzi. Jeśli jednak ktoś rozumie mechanizmy dziedziczenia, wie, jakie ryzyka wiążą się z kojarzeniem w pokrewieństwie, wie, jak unikać tych ryzyk, to... jak ze wszystkim: każda skrajność to nic dobrego, etc.
Lech-u pisze:
Ale "hodowla" to co innego niż "natura". W naturze chodzi o najlepsze osobniki, które skutecznie przetrwają i podtrzymają gatunek. A w hodowli chodzi o najładniejsze i najchodliwsze osobniki, które najlepiej się sprzedadzą. Np. Pielęgnica Papuzia.
W naturze nie zawsze chodzi o najlepsze osobniki, które przetrwają i podtrzymają gatunek.
Po pierwsze, nie pomijajmy doboru płciowego. W bardzo dużym uproszczeniu, chodzi o to, że dziedziczone są: gust samiczek i cechy samców. Znane są przykłady (najbardziej znanym jest jeleń olbrzymi), że ewolucja doprowadziła do wymarcia gatunku.
Powyższe wiąże się też z innymi zjawiskami ewolucyjnymi. Ewolucja działa lokalnie ( R. Dawkins porównuje ją do ślepego zegarmistrza), nie potrafi przewidzieć skutków swoich zmian (do czego potrafią doprowadzić). W książce Dawkinsa "Ślepy zegarmistrz" jest całe mnóstwo przykładów pokazujących, że ewolucja potrafi zabrnąć w ślepy zaułek.