Introdukcja z hodowli w naturę jest możliwa, niedawno tak postąpiono z Chindongo saulosi, najpopularniejszym pyszczakiem z jeziora Malawi.
Jednak odłowy nie są zagrożeniem, to zaledwie ułamek tego co jest.
Zagrożeniem jest zatruwanie rzek, katastrofy naturalne (susze), najbardziej zagrożone są endemity oraz oczywiście człowiek, który niewiele z akwarystyką ma wspólnego.
Kiedyś zatruto dany odcinej rzeki, z której odłowiono niebieskooką Panaque i endemiczny gatunek płaszczki, dlatego, że... córka milionera nadepnęła na płaszczkę przy brzegu. Każdy wie, że te ryby są jadowite.
Więc owy bogacz chciał "ukarać" wszystkie płaszczki, opracowano truciznę która zabijała ryby żyjące przy dnie i to się udało.
Zabito płaszczki, przy okazji wiele innych sumów, w tym niebieskookie zbrojniki. Bezpowrotnie (te ryby nie były hodowane w akwariach).
Ze strony morskiej-
Pokolce są rozmnażane w niewoli, stosunkowo niedawno się udało i to narazie o dwóch gatunkach wiadomo.
Cała reszta pochodzi z natury.
U nas, żeby kupić achillesa (Acanthurus achilles), wydać trzeba mniej więcej 1500 za młodzika (ok. 5cm). I to trzeba czekać czasami rok, bardzo rzadko bywają w handlu. Połowy są kontrolowane, inaczej bez oświadczenia weterynaryjnego nie przylecą po prostu.
A na hawajach odławia się tarlaki, dorosłe które dają młode - na obiad
I pytanie, co jest szkodliwe - kilka sztuk maluchów, które na wolności by miały może 5% szans na przeżycie, czy odłowienie dorosłych na patelnię?
Pozostawiam Wam resztę
A, ameki wspaniałej nie byłoby, gdyby nie akwakultura
Zdążyli już im rzekę rozwalić