Byłem w
Rogatku raz miesiąc temu i raz w zeszły piątek. Jeśli ceny w zwykłym sklepie są wyższe nawet niż w galeriach handlowych, to coś jest nie tak. Nie wyobrażam sobie jak można kupić u niego np. zabiedzone Blue Velvety za 12zł sztuka, kiedy Ketrab na Tamce sprzedaje wychuchane cudeńka za 8zł... Widać że chłop ma rękę do roślin, te pokazowe zbiorniki naprawdę robią wrażenie. Ale ryby to kompletnie inna bajka. Jeszcze miesiąc temu była średniawka, ot jedna martwa ryba i ogólnie ani nic super zdrowego ani w drugą stronę. W piątek z kolei tu i tam martwe ryby, bojownik z ogromną ospą tarza się po dnie rozpaczliwie próbując to z siebie zrzucić. (A że sam Rogatek na swoim blogu chwalił się że stojak na bojowniki ma wspólną filtrację, to w tym momencie już pewnie wszystkie są chore) Z tym że trzeba pamiętać, że piątek i sobota to dni największego ruchu i dużo niedociągnięć jest w każdym sklepie.
Rogatek pada ofiarą popularnego w małych sklepikach syndromu - próbują się rozwijać, powiększać, ale wszystko robi sam właściciel, bo "nie ma" pieniędzy żeby zatrudnić kogoś do pomocy. Ale nie da się być jednocześnie super hodowcą ryb, roślin, złotoustym sprzedawcą, sprzątaczką, księgowym... W pracy biega się i robi wszystko, po pracy trzeba wypełnić papiery. Urabia się tam pewnie po łokcie, sypia mało i żeby utrzymać to wszystko na powierzchni niewiele pewnie robi innego poza akwarystyką. Nie dziwię się, że jak usłyszał trochę krytyki w internecie to się wycofał - w jego oczach wkłada pewnie w te ryby wszystko, a tu mu internetowe chojraki dopiekają
Ale cóż, prawda jest taka, że jest co krytykować. Poza tym po kilku latach takiego działania na najwyższych obrotach w końcu pęknie psychicznie (jeśli już nie pękł), zdziadzieje albo wyłoży się zdrowotnie.
Co do samego charakteru, to podczas ostatniej wizyty na przykład ani nie odpowiedział nic na "dzień dobry", ani na "do widzenia", kompletne olanie mimo odległości mniej niż metra. Nie uraziło mnie to jakoś osobiście (antropologia, socjologia i filozofia to moje koniki, takie kompletnie nieskrępowane przełamania konwencji kulturowych są fascynującym obiektem obserwacji
) ale u sprzedawcy w jakiejkolwiek branży, chcącego mieć powracających klientów, takie zachowanie jest kont-produktywne do reszty jego pracy.
Fajnie że prowadzi blogopodobną stronę internetową i obok swoich produktów wrzuca poradniki dla początkujących. Na minus ogromne rozkojarzenie, podpisywanie zdjęć złymi nazwami gatunków, kolokwializmy. Ma w tym momencie wystawione na allegro prętniki miodowe w dużej ilości, w sklepie z kolei widać tylko 4 brudnopomarańczowe sztuki jakiejś odmiany zwykłego karłowatego, z charakterystycznym garbem na czole. Nie bardzo da się z nim dogadać, jeśli się nie bierze/pyta czegoś co już w sklepie jest.
Podsumowując, nie zabrałbym tam nikogo żeby zachęcić do akwarystyki, bo jest duże ryzyko że nie będzie to przyjemna wizyta. Z drugiej strony wybór roślin ma w Warszawie jeden z lepszych, tylko w
Diskusie widziałem podobny. Do tej pory jest to jedyny Warszawski sklep, w którym dostałem Flame Moss i to pierwszej klasy. Pewnie jeszcze się tam wybiorę jak będę zakładał następne akwarium w lipcu, bo w
Diskusie zniechęca mnie nastawienie na klienta masowego.